Przyszła na świat sześćdziesiąt sześć lat temu w Chinach, jako jedyne dziecko chińsko-koreańskiego, średniozamożnego małżeństwa. Od małego uczona była równolegle dwóch języków (z matką rozmawiała wyłącznie po koreańsku, z ojcem po chińsku), dlatego szybko zaczęła posługiwać się nimi biegle. Jej rodzice sprzeciwiali się sposobie traktowania kobiet w ówczesnym społeczeństwie - chociaż ich byt teoretycznie zdawał się poprawiać z roku na rok - i zaledwie dziesięć lat po narodzinach Lijuan zdecydowali się przenieść poza granice kraju, do zachodniej Rosji. Dwujęzycznej już wtedy dziewczynce ciężko było przyzwyczaić się do mowy, z którą nigdy wcześniej nie miała styczności, a która tak bardzo różniła się o tych, jakie znała. Zmagała się też z problemami dyskryminacji albo nadmiernej, chorej wręcz ciekawości ze strony rówieśników. W tamtych czasach raczej niewielu obywateli Państwa Środka decydowało się na zamieszkanie w Rosji, nic więc dziwnego, że budziła w innych zainteresowanie bądź niechęć, ewentualnie jedno przemieszane z drugim. Wszyscy ostrożnie podchodzili do tego, co nowe i tak naprawdę nigdy nie miała im tego za złe. A nawet więcej, z każdym dniem otrzymywała coraz potężniejszą dawkę motywacji, by nauczyć się języka i pokazać, że wcale nie jest gorsza od reszty dzieciaków. Już wtedy zaczęła traktować krytykę jako coś, co napędza człowieka, motywuje do dalszego działania. Nie zamykała się w sobie, nie popadała w depresję, nie ulegała wpływom. Wiedziała, że opuściła Chiny żeby żyło jej się lepiej i nie zamierzała zmarnować tej szansy. Ostatecznie udało jej się ukończyć zarówno szkołę podstawową jak i średnią, chociaż cel ten osiągnęła kilka lat później niż planowo powinna - wcześniejszy okres poświęciła przyswajaniu rosyjskiego. Jako nastolatka była sympatyczną, choć odrobinę zbyt zadziorną, otwartą na ludzi dziewczyną. Nie bała się wygłosić swojego zdania, ale jednocześnie potrafiła wysłuchać opinii innych.
Niedługo po zakończeniu edukacji znalazła pracę jako kelnerka w niszowej restauracji, a chwilę po tym przeniosła się do ekskluzywnego lokalu, polecona przez wpływowego dżentelmena, z jakim zawarła znajomość się jeszcze za czasów nauki szkolnej. Rozważała w międzyczasie wybranie się na studia, niestety z powodów materialnych nie złożyła wtedy podania. Wiodło jej się całkiem dobrze, ale gdyby zrezygnowała ze swojego źródła dochodów, musiałaby wrócić na utrzymanie rodziców, czego wolała uniknąć. Mieszkała sama w niewielkim, wynajmowanym mieszkaniu - nie potrzebowała większego.
W wieku dwudziestu czterech lat poznała, jak jej się wydawało, miłość swojego życia. Czasami zastanawia się, nawet teraz, czy gdyby jej losy potoczyły się inaczej, związałaby się z jakimkolwiek mężczyzną. Może gdyby nie przejechała się na jednym człowieku, byłaby w stanie pokochać innego?
W każdym razie, mniej więcej rok później, pochłonięci ogromnym, wzajemnym uczuciem, myślałby kto, postanowili spędzić wspólnie tydzień w górach. Zgromadzili potrzebne środki pieniężne, wynajęli domek, zorganizowali transport. Wydawałoby się, zwyczajny wyjazd pary gołąbeczków. Wyjazd, z którego Lijuan miała już nigdy nie wrócić. Okazało się, że jej ukochany był jednym z członków grupy handlującej niewolnikami. Organizacja ta zaopatrywała działające nielegalnie, rosyjskie burdele w bardziej egzotyczne "towary", dlatego ich celem były głównie zagraniczne dziewczyny. Prawdopodobnie Chince nie udałoby się uciec, gdyby pierwszego dnia nie podsłuchała dziwnej rozmowy pomiędzy jej miłością a kierowcą. Nie zrozumiała z niej za wiele, bo dyskutowali na tematy, o jakich nie miała zielonego pojęcia, nie umknęły jednak jej uwadze wzmianki o burdelach, dziwkach i pieniądzach za dostarczanie towaru. Nabrała dziwnych podejrzeń i podświadomie zaczęła przygotowywać się na przykry szok. Nie musiała długo czekać, by, ku jej przerażeniu, owe podejrzenia okazały się prawdziwe. Zaskoczyło ją pojawienie się obcych mężczyzn w ich domku, a fakt, że bez żadnych wyjaśnień zaczęli się do niej dobierać, niemalże całkowicie ją sparaliżował. Jakaś część niej chciała wierzyć, że przyszły mąż - jej zdaniem - przybiegnie jej na ratunek. Wkrótce uświadomiła sobie jednak jak bardzo była naiwna. Chłodne spojrzenie człowieka, z którym planowała spędzić resztę życia, jego wrogie słowa skutecznie ugasiły w niej wolę walki, mimo że chwilę wcześniej próbowała się opierać. Patrzyła nieobecnym wzrokiem jak wychodzi z budynku, zostawiając ją na pastwę dwóch mężczyzn, zdzierających z niej ubrania z delikatnością godną drapieżnika atakującego zwierzynę. Nie mogła uniknąć tego, co wydarzyło się później. Nie skutkowały żadne prośby, groźby, nawet płaczliwe krzyki, które szybko zostały uciszone kawałkiem materiału. Po jakimś czasie przestała płakać, zupełnie jakby skończył jej się zapas łez. Czekała cierpliwie do samego końca, a nawet dłużej, bo wiedziała, że nie będzie w stanie chodzić. Przynajmniej nie od razu. Potrzebowała godziny, może dwóch. I dostała je, bo pewien zdrajca nie wrócił do domu. Nie wracał jeszcze długo, dopiero nad ranem pijackim krokiem dotarł pod próg i osunął się na schodki, opierając się plecami o drzwi. Nie wiedział, że nie zastanie już w środku pięknej Chinki, która kiedyś skradła jego serce.
Lijuan otrzeźwiała w nocy na tyle, by mogła doprowadzić ciało do porządku, ubrać się i wyjść w ciemność, nie znając ani celu podróży, ani celu, do jakiego miało od tej pory zmierzać jej własne życie. Potencjalnemu obserwatorowi z pewnością przywiodłaby na myśl kompletny wrak człowieka. Pusty, nieobecny wzrok, niezmieniająca się mina, nierówny krok. Ale nie miała żadnego obserwatora. Nie było nikogo, kto mógłby się nią zająć, kto pomógłby jej otrząsnąć się z traumatycznych przeżyć.
Po kilku kilometrach bezcelowej wędrówki upadła w końcu na ziemię, nie mając siły dalej przebierać nogami. Odwróciła się jedynie na plecy, koncentrując spojrzenie na kołyszących się w rytm dyktowany przez wiatr koronach drzew. Tego feralnego dnia zakończyło się jej ludzkie życie. Została znaleziona przez wampira szlachetnej krwi i przemieniona, nie wiadomo czy z litości, czy z chęci dołożenia jej cierpienia. Zaraz po wymianie krwi ów wampir zaciągnął ją do pobliskiej jaskini i zwyczajnie porzucił, jakby nagle stracił nią zainteresowanie. Chyba po prostu było mu wszystko jedno, czy dziewczyna przeżyje, kiedy uświadomił sobie w jak opłakanym znajdowała się stanie. I jej również na niczym nie zależało. Nie dbała o to, co z nią będzie, dlatego nie protestowała, nie odezwała się ani słowem, kiedy zobaczyła przy sobie obcego mężczyznę. Ból ugryzienia przyjęła z nienaturalnym spokojem, bez sprzeciwu napiła się jego krwi. Nie widziała w tym nic dziwnego. Nie myślała, nie istniała.
Przeleżała w tej jaskini kilkanaście długich dni. Czekała na śmierć, ale śmierć nie nadchodziła. Zainteresowało ją to do tego stopnia, że otrząsnęła się na chwilę ze swojego nie-życia. Zepchnęła myśli o chęci zniknięcia na dalszy plan i wyczołgała się na zewnątrz, zbyt słaba, by wstać. Jak się okazało, był to fatalny w skutkach pomysł - osłabła jeszcze bardziej.
Lekcja pierwsza - twoje ciało nie toleruje światła słonecznego. Dlaczego?
Wturlała się z powrotem do ciemnej, bezpiecznej groty, planując pozostać w środku do czasu, aż zapadnie zmrok. Nie stanowiło to dla niej większego wyzwania, bo przecież spędziła tu ponad pół miesiąca. Jej organizm domagał się czegoś, ale nie mogła określić czego dokładnie. To był drugi powód, dla którego zdecydowała się przerwać wegetację. Tak wyszło, że nie doczekała nawet zachodu. Wkrótce ciężkie, burzowe chmury pokryły niebo, a olbrzymia, pewnie przejściowa ulewa zmusiła dwie zabłąkane duszyczki do schronienia się w jaskini będącej siedliskiem nieświadomego własnej mocy potwora. Wyczuła ich zapach, chociaż nawet ich nie widziała, one jej tym bardziej. A kiedy jedna z nich skaleczyła dłoń o wystający ze ściany kamień, przesądziła los ich obojga. Lijuan straciła zdolność racjonalnego myślenia, o ile w ogóle jakąś jeszcze posiadała. Zapach krwi wdarł się do jej nozdrzy, niczym woń najpiękniejszej na świecie perfumy. Ogarnęła ją nieopisana żądza, coś, o istnieniu czego nie miała pojęcia. Nie wiedziała nawet kiedy znalazła się przy dziewczynach. Łypiąc na nich przeraźliwie czerwonymi ślepiami przyssała się do rany, po chwili przenosząc się na szyję i tam zatapiając kły. Sparaliżowane turystki nie zrobiły niczego, by ją powstrzymać. Zupełnie jak ona nie zrobiła niczego, by nie dopuścić do nieszczęścia, jakie spotkało ją samą. Dlaczego się nie opierała? To głupie. Opieranie się wcale nie jest takie trudne.
Wypuściła martwe ciało na ziemię i spojrzała na koleżankę ofiary. Przerażona przyciskała się plecami do ściany, jakby chciała przez nią przeniknąć. W głębi siebie Li poczuła, że nie może pozwolić jej uciec. Niczym zbrodniarz przyłapany na gorącym uczynku. A może nim właśnie była? Nasyciła się już wystarczająco, by zażegnać głód, ale w tym przypadku musiała zdecydować się na kolejny posiłek. Nie sądziła, by była w stanie tak po prostu zabić, przebijając szpikulcem gardło czy serce. Ale pozbawianie czyjegoś organizmu tej gęstej, ciepłej cieczy nie wydawało się złe. A kiedy nie napotykało się żadnego oporu... Cóż, ostatecznie skończyło się na dwóch martwych ciałach. Chociaż nie, ta druga jeszcze chyba oddychała. Nierówno, wyraźnie walczyła o każdą odrobinę powietrza, ale wciąż żyła. Pewnie nie zostało jej wiele czasu. Chinka otrząsnęła się w końcu z wcześniejszego stanu, szał wyparował całkowicie. Przyglądała się dwóm dziewczynom z szeroko rozwartymi oczami. Czuła w ustach smak krwi, a w jej głowie zaczynały pojawiać się coraz dziwniejsze pytania. Gdzie powinna szukać odpowiedzi?
Lekcja druga - stałaś się pieprzonym wampirem. Pogódź się z tym.
Wampiry. Czytała o nich kiedyś. Czytała o Draculi, kiedy jeszcze miała czas na plątanie się po miejskich bibliotekach. Potrzebowała jednak dobrych kilku lat na zrozumienie, że te krwiożercze bestie nie są jedynie wymysłem ludzkiej wyobraźni. Sporo czasu zajęło jej zrozumienie potrzeb własnego ciała i ponowne nauczenie się życia w społeczeństwie. Amerykańskim tym razem - wyniosła się z Rosji tak szybko, jak to było możliwe. Nie odcięła od siebie traumatycznej przeszłości, a raczej jednego, przykrego jej punktu. Nie próbowała zapomnieć, bo wiedziała, że kiedy wspomnienia znajdą lukę w pamięci i wypłyną na wierzch, nie poradzi sobie z nimi. Zamiast tego wyciągnęła ze swojego zawodu miłosnego ważną lekcję, stojącą nawet ponad dwiema poprzednimi - nigdy nie ufaj mężczyznom. Rozszerzyła później tę zasadę do nieufania nikomu, bo akurat miała tę nieprzyjemność zaprzyjaźnienia się z łowczynią, która po czasie zechciała na nią zapolować. Jeśli chodzi o mężczyznę, który zniszczył jej niewinność, zabiła go kilka lat po przemianie. Miała sporo rozrywki z tropienia jego osoby, a jeszcze więcej z powolnego rozcinania każdego fragmentu jego ciała, dopóki nie wykrwawiło się całkowicie. Nierzucenie się na niego podczas tego wyrafinowanego mordu było nie lada wyzwaniem, jednak obrzydzenie ewentualnym dotykiem wygrało z jej wewnętrzną bestią.
Mniej więcej dwadzieścia lat temu poznała się na fałszywości i wygórowanej samoocenie czystokrwistych, którzy nie raz próbowali uczynić z niej sługę, jako że jej stwórca pozostawał nieznany. Musiał przebywać za granicą, bo nigdy nie udało jej się wyczuć jego obecności. I całe szczęście - nie wyobrażała sobie konieczności płaszczenia się przed kimkolwiek. A już na pewno nie przed wysokiej rangi wampirem, wolałaby chyba złożyć własne życie w ręce człowieka.
Po ukończeniu obydwu kierunków studiów (filologia angielska i ochrona dziedzictwa kulturowego), na jakie poświęciła blisko piętnaście lat, przeniosła się do Japonii. Lubiła poznawać nowe kultury, a skoro nigdzie nie czuła się jak w domu, nie miewała żalu, że opuszcza granice danego państwa. Dopiero w Kraju Kwitnącej Wiśni odkryła swoją moc, kiedy znalazła się w wyjątkowo patowej sytuacji. Tylko dzięki nowo nabytej umiejętności zdołała umknąć jakiejś czystokrwistej łajzie, zanim ta zdążyła ją sobie przywłaszczyć i zniewolić. Póki co stale uczy się języka pisanego - z mówionym nie ma już problemów - i stara się unikać większych kłopotów, co wcale nie jest łatwe patrząc na liczbę łowców przebywających w mieście.