Noc była nieprzyjemna. Nieprzerwanie od zmierzchu olbrzymie krople deszczu bębniły głucho o szyby budynku, nie zachęcając lokatorów do wyściubienia nosa poza jego ściany. W niektórych miejscach, gdzie zamiast grubego szkła znajdował się nieprzesłonięty niczym otwór okienny, niszczycielski żywioł wtargnął do środka, zalewając pomieszczenia, wsiąkając w rozłożone tu i ówdzie wykładziny. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że dom, będący dziś jedynie echem dawnych lat, od wielu dekad pozostaje niezamieszkany. Ludność z pobliskiej wioski wiedziała jednak doskonale, że niekoniecznie wszystko jest takim, na jakie wygląda.
Posiadłość mieściła się na uboczu, na jednym ze wznoszących się nad okoliczną rzeką wzgórz. Prowadziła doń jedna jedyna ścieżka, niegdyś zadbana, starannie obłożona kamieniami, teraz zarośnięta gęstwiną traw i chwastów. Nikt nie zapuszczał się raczej w te tereny, toteż nikomu to nie wadziło. Oczywiście raz na jakiś czas trafiał się śmiałek chcący zaimponować pięknej damie, lecz z biegiem lat pozornie odważni młodzieńcy decydowali się na to coraz rzadziej. Ale... we dwójkę ponoć raźniej, prawda?
Kap. Kap. Kap.
Nieszczelny sufit nieznośnie dawał znać o każdej, nawet najmniejszej jego wadzie.