Imię i nazwisko: Lylah Calyer
Data urodzenia i wiek: 13.11.1988, 25 lat
Orientacja: Heteroseksualna
Pochodzenie: Las Vegas, Nevada, USA
Rodzina: Nie utrzymuje z rodziną żadnego kontaktu. Jej rodzice wyprowadzili się poza granice stanu Nevada, nigdy nie informując córki o ich aktualnym miejscu zamieszkania. Zmienili również nazwisko, chcąc udaremnić jej próby odszukania ich, których i tak nigdy nie podjęła. W 2007 roku urodził im się chłopiec, o czym Lylah nie ma zielonego pojęcia.
Grupa: Najemnicy
Ranga: Szaleństwo
Charakter: Mąciwoda i prowokator. Jeśli uzna, że gdzieś jest za spokojnie, od razu szuka okazji do zaczepienia kogoś, kto akurat jej się nawinie. Wystarczy krzywo na nią spojrzeć, nieodpowiednio się uśmiechnąć bądź szepnąć coś do znajomego w jej obecności i wojna murowana. Wyjątkowo rzadko się z czegoś wycofuje, tak samo jak wyjątkowo rzadko stosuje się do czyichś poleceń. Brnie przed siebie uparcie, torując sobie drogę wszelkimi możliwymi środkami, uciekając się do brudnych zagrywek, używając argumentu siły i nie raz sięgając po broń. Będąc najemnikiem powinna trochę przyhamować swoją nadpobudliwość, by nie odstawać za bardzo od tłumu i nie wpakować się po drodze w żadne bagno, ale pieprzyć zasady. Zwłaszcza, że w ten sposób nigdy nie jest nudno. Niech żyje zabawa! Trochę szczeniackie nastawienie, trzeba przyznać, ale nikt nigdy nie powiedział, że każdy dorosły powinien biegać z kijem w tyłku. Głównie dlatego nie wszystkie jej komentarze są na odpowiednim poziomie, często wykazuje się nieumiejętnością zachowania powagi oraz brakiem kultury, rzucając na prawo i lewo sarkastycznymi, wulgarnymi wypowiedziami bądź żartami. Nie można przy tym określić jej nastawienia do innych osób jako przyjaznego, ale błędem byłoby również stwierdzenie, że gardzi wszystkimi dookoła. Owszem, istnieje spora grupa ludzi, których szufladkuje jako dupków czekających w kolejce do wyeliminowania, lecz niestety nie ma nic za darmo, jak zwykł mawiać... ktoś tam. Nie przywiązuje wagi do szczegółów, a dodatkowo ma dar szybkiego zapominania o istotnych sprawach, dzięki czemu każde jej zlecenie przypomina jedynie delikatną mgiełkę, nie mającą za wiele wspólnego z wyraźnym, realistycznym wspomnieniem. Podejmując się nowego zadania nie pyta o więcej, niż potrzebuje wiedzieć. Nie dba o to kim jest jej przyszła ofiara, nie zastanawia się czy ma rodzinę, czy jest wpływową osobistością, nie obchodzi jej nawet to, że może pozbawić życia zupełnie niewinnego, nieszkodliwego człowieka. Jeśli zobaczy pieniądze, akceptuje dosłownie wszystko. Jeśli nie, zwyczajnie proponuje niedoszłemu pracodawcy znalezienie innego idioty. Nie posiada za grosz zaufania do nikogo, więc zawsze żąda zapłaty z góry. Tak samo jak zawsze nosi przy sobie broń, nawet przebywając w domu. Nie pozwala też ludziom naruszać swojej przestrzeni osobistej. Zwłaszcza facetom, którzy zdecydują się polecieć na jej wygląd, wyciągając wyjątkowo mylne wnioski na temat jej upodobań seksualnych. Nie żeby była próżna i roztaczała wokół aurę samouwielbienia, nie stara się nawet wabić mężczyzn, po prostu co jakiś czas sami się zlatują, licząc na szybki numerek z łatwą panienką. W każdym razie, wracając do zachowania, Lylah bywa niesamowicie niecierpliwa. Wszystko chciałaby załatwić od razu, wszystko chciałaby mieć na wczoraj i naprawdę biada temu, kto ośmieli się z czymkolwiek spóźnić. Z tego powodu prawdopodobnie zadaje swoim celom szybką i w miarę możliwości bezbolesną śmierć, bo po co czekać w nieskończoność aż dany człowiek umrze. Chyba, że ktoś wyjątkowo ją wkurzy, wtedy patrzenie na jego męczarnie niezaprzeczalnie stanie się słodyczą.
Dodatkowe informacje:
- Wolne wieczory lubi spędzać w knajpach wlewając w siebie olbrzymie ilości whiskey.
- Nie skąpi pieniędzy na karciane gry hazardowe.
- Zdarza jej się farbować włosy na czarno, czerwono oraz fioletowo.
- Ciężko jej usiedzieć dłużej w jednym miejscu czy w jednej pozycji.
- Zazwyczaj nosi skórzane ubrania.
- Nie lubi ludzi narzekających na swoje życie bez powodu.
- Ma alergię na flirciarzy, których często sama prowokuje, zakładając wyzywające stroje.
- Zdarza jej się wrzucać do wypowiedzi wstawki w języku angielskim, najczęściej jeżeli chodzi o przekleństwa.
- Totalnie nie potrafi gotować ani piec, jada na mieście.
- Grywa w bilarda i w kręgle.
- Regularnie chodzi na siłownię.
- Chętniej toleruje osoby silne, których nie uszkodziłaby zwykłym ciosem w twarz; słabeusze przebywający w zasięgu jej pięści zwykle są bardziej zagrożeni.
- Posiada lewe dokumenty na nazwisko Abigail Lott, używała go w latach 2009-2013, przed przyjazdem do Włoch.
Znaki szczególne: Czarny wąż wytatuowany dookoła lewego ramienia.
Umiejętności:
- Przebywając na Florydzie przez ponad trzy lata pobierała lekcje kickboxingu i całkiem nieźle sobie radzi w tym temacie.
- Posiada prawo jazdy kategorii A i B, chociaż chętniej jeździ motocyklem.
- Potrafi używać krótkich broni palnych, karabinów snajperskich oraz maszynowych, ale z dwoma ostatnimi nie ma doświadczenia w starciu.
- Zna język angielski, dość dobrze włoski oraz podstawy hiszpańskiego, jakie wyniosła ze szkoły.
- Potrafi skakać ze spadochronem, latać na lotni oraz pływać, nieźle radzi sobie również z deską windsurfingową.
- W młodości opanowała tajniki kradzieży kieszonkowej.
Fobie:
- Jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, boi się miłości i unika uczuciowych zbliżeń. Jeśli jednak jakaś znajomość miałaby polegać na seksie bez zobowiązań, nie opierałaby się. Generalnie chodzi o uraz z przeszłości, nie ufa innym, bo wie, że wyjątkowo źle zniosłaby kolejną zdradę. Kto wie, czy byłaby wtedy w stanie wybaczyć ludzkości?
- Nie lubi myśleć o rodzicach, źle również znosi sytuacje, w których ktoś ośmieli się o nich wspomnieć. Nie przyzna się do tego otwarcie, ale w głębi duszy przeraża ją fakt, że mogłaby ich kiedyś spotkać. Częściowo dlatego zdecydowała się całkowicie opuścić USA.
- Odczuwa pewnego rodzaju strach przed zapuszkowaniem. Samo myślenie o ośrodku wychowawczym, w jakim spędziła trzy lata swojego życia wywołuje w niej pewne uczucie dyskomfortu, a co dopiero, gdy pomyśli o prawdziwym więzieniu i kratach. Nie ucieka na widok policji, ba, nie traktuje funkcjonariuszy zbyt przyjaźnie, rzucając się do nich jak do każdego innego człowieka. Gdyby jednak została przyszpilona i gdyby wyczuła nad sobą wyraźną groźbę zamknięcia, prawdopodobnie byłaby w stanie współpracować ze stróżami prawa, pomagając im wyłapać innych przestępców. W końcu zdeprawowanemu człowiekowi łatwiej znaleźć swojego, nie?
Zawód: Dopóki nikt nie zainteresuje się jej tyłkiem, pozostanie formalnie bezrobotna. Zapytana o pracę lubi odpowiadać, że jest kelnerką w losowo wybranej restauracji. A zna ich przecież całą masę, jako że zawsze stołuje się na mieście.
Historia: Urodziła się w Las Vegas jako czystej krwi Amerykanka. Była pierwszym dzieckiem swoich rodziców, z niecierpliwością zresztą wyczekiwanym. Nic więc dziwnego, że od małego otaczana była troskliwą opieką, pilnowano jej na każdym kroku i spełniano każdą jej zachciankę, których ilość z wiekiem niebezpiecznie rosła. Lylah aż do czasu szkoły podstawowej nie sprawiała problemów wychowawczych. Kochała i była kochana, relacje rodzic-dziecko przedstawiały się w ich przypadku wyjątkowo pozytywnie. Dopiero kiedy zaczęła rozumieć trochę więcej, kiedy zaczęła uważniej obserwować świat, jej nastawienie do rówieśników poddało się drobnym zmianom. Stała się burkliwa i agresywna, skutecznie zniechęcając do siebie inne dzieci i dostarczając zmartwień nauczycielom. Oczywiście nic nie dzieje się bez przyczyny. W tym konkretnym przypadku winę można było zrzucić całkowicie na ojca dziewczynki. Co jakiś czas bowiem, podczas gdy matka pracowała do późna bądź na nocną zmianę, pan Calyer sprowadzał do domu najróżniejsze, obce kobiety. Na początku wcale jej to nie przeszkadzało, w końcu co kilkuletnie dziecko mogło wiedzieć na temat romansów? Dopiero później uświadomiła sobie, że coś jest nie w porządku, ale wyczuł to również jej ojciec, próbując natychmiast załagodzić sprawę i zabraniając jej rozmawiania na ten temat. Dzięki temu ubzdurała sobie, że wszyscy dookoła niej kłamią, dlaczego więc miałaby być dla nich miła? W wieku dwunastu, może trzynastu lat powoli zżerało ją już poczucie winy, a świadomość tego, czego jest świadkiem pod nieobecność matki, pogłębiała się z każdym dniem. Nie wystarczało już kopanie kamyków i łamanie długopisów. Nie dawała sobie rady z nienawiścią do fałszywego świata, jej miłość do ojca walczyła z obrzydzeniem. Zaczęło się opryskliwe odpowiadanie na pytania dorosłych, czy to w szkole, czy gdzieś na ulicy, zaczęło się używanie pięści zamiast słów. Zwyczajnie wyładowała skumulowaną w niej negatywną energię poza domem, wyżywając się na kim popadło. Nigdy nie powiedziała mamie, zwłaszcza kiedy ojciec zdawał się sam odczuwać wyrzuty sumienia. Nie chciała stracić żadnego rodzica, nie chciała ich rozdzielić i spowodować pustki w ich sercach, mimo iż w jej własnym zionęła wielka dziura. Niestety jej agresywność stale przybierała na sile. Zamiast zamknąć się w sobie i popaść w stany depresyjne, szukała znajomości i zrozumienia wśród lokalnych grup zdeprawowanych nastolatków, często kradnąc, oszukując i łamiąc z nimi prawo na niezliczoną ilość sposobów. Nie dziwne więc, że po tym, jak zaatakowana przez nią koleżanka trafiła do szpitala z dość poważnymi obrażeniami, sprawa dotarła do sądu, który z kolei zarządził umieszczenie jej w ośrodku dla młodocianych przestępców. To był moment, w którym rodzice Lylah uświadomili sobie w jak beznadziejnym położeniu znalazło się ich dziecko. Wcześniej dostawali telefony od szkoły, byli wzywani na rozmowy, ale nie zdawali sobie sprawy z tego, że zachowanie ich córki może całkowicie wyrwać się spod kontroli. Zwłaszcza, że w domu była naturalnie, wydawałoby się, grzeczna i spokojna. W ośrodku natomiast, jako spostrzegawcza szesnastolatka szybko zorientowała się jak działa ta przeklęta placówka. Nadal miała kontynuować edukację, ale oprócz tego zmuszano ją do rozmów z terapeutami, psychologami i innymi cholera-wie-jakimi lekarzami. Właściwie trzeba przyznać, że to pewnie dzięki nim przestała okładać pięściami kogo popadnie, nauczywszy się częściowego panowania nad gniewem. Chociaż dalej nie lubiła towarzystwa ludzi, nie musiała dłużej oglądać domowej sytuacji, dlatego łatwiej było jej uwierzyć opiekunom i poddać się ich zabiegom. Ostatecznie, uzbierawszy odpowiednią ilość plusów, decyzją sądu została zwolniona z zakładu jako dziewiętnastolatka. Największy cios miał jednak nadejść w chwili, w której pracownicy ośrodka odstawili ją pod dom. Brak wiadomości od jej rodziców w ciągu ostatnich miesięcy powinien spowodować zapalenie się lampki w jej umyśle, ale tego nie zrobił. W każdym razie, zastała swój dom pusty. Bez pożegnalnego listu, bez mebli, bez żywej duszy w środku. Nie miała kontaktu do rodziców. Żadnego. Zresztą wkrótce uświadomiła sobie, że wcale nie chce go mieć. Wspomnienie o miłości do najbliższych prysnęło jak bańka mydlana, jak słaby, przekoloryzowany sen. Prawdopodobnie wtedy nauczyła się zagrzebywać głęboko przeszłość, nie powracając do niej już nigdy w przyszłości. Świadomość bycia porzuconym dzieckiem niemiłosiernie bolała. Wywiercała olbrzymią dziurę w duszy człowieka, ściskała za serce. Zabrała wiarę w ludzi i zdolność do zaufania. Nikomu na tym świecie nie można wierzyć, skoro do zdrady zdolni są właśni rodzice.
Oczywiście nie mogła dać po sobie poznać przybicia ani zagubienia, bowiem stale była obserwowana, a zdążyła już zaznać wolności i nie uśmiechało jej się wracanie do więzienia. Znaleziono jej jakąś słabą pracę w sklepie muzycznym i musiała udawać, że wszystko jest w porządku. O dziwo niedługo później udawany świat stał się światem rzeczywistym, a myśl o rodzinie przestała zaprzątać jej umysł. Mniej więcej po roku nadzór nad nią zelżał, dzięki czemu mogła prześlizgnąć się przez palce upierdliwych służbistów chcących zbawić świat. Z odłożonych pieniędzy kupiła bilet na samolot i przeniosła się na Florydę, zmieniając wygląd, ubiór oraz nazwisko, a w efekcie całkowicie gubiąc ogon. Na początku próbowała dostać gdzieś legalną pracę, lecz ani się obejrzała, a wplątała się w porachunki tamtejszych gangów. Wystarczyły nieodpowiednie znajomości, a już zostało się wciągniętym w mrok półświatka przestępczego. Zwłaszcza kiedy dziwnym trafem lubiło się obracać w takim towarzystwie. Tak naprawdę wcale nie przeszkadzał jej fakt, że pomaga złym ludziom żerować na całej reszcie. Nie przeszkadzało jej, że podczas niektórych akcji ktoś zostawał ranny, a ktoś inny ginął. Podchodziła do wszystkiego mocno obojętnie. Tak obojętnie, że nie spostrzegła, kiedy sama podjęła szkolenie na zabójczynię. Cholera wie, ile trwało, efekt jednak był zadowalający. Potrafiła posługiwać się szerokim wachlarzem broni palnych, nauczono jej kickboxingu oraz znacznie poprawiono sprawność fizyczną. Początkowo spełniała się w swojej nowej roli, odnajdując w niej nawet rozrywkę. Ciągle była w ruchu, ciągle w innej części miasta. Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że niezwykle nie lubi nudy. Zaczęła czerpać z życia ile się dało. Chociaż nie odzyskała wiary w ludzi, przebywanie w ich towarzystwie nie sprawiało jej już problemów. Mogła się śmiać, mogła czuć się swobodnie, mogła przywalić komuś bez obawy, że zrobi mu krzywdę, jako że w końcu miała godnych przeciwników. W towarzystwie mężczyzn straciła też trochę ze swej kobiecości - jej garderobę zaczęły zapełniać spodnie i mało kobiece bluzki, zniknęły z niej zaś wszystkie spódniczki i sukienki. Podobnie buty na obcasach. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie pojawiło się uczucie na linii Lylah - kumpel po fachu. Uciekała od tego jak mogła, ale ostatecznie nie była w stanie powstrzymać zadurzającego się w niej mężczyzny. Jego zachowanie poruszało ukryte w zakamarkach jej umysłu wspomnienia, grożąc ich wyłowieniem. Jej zdaniem bowiem żaden facet nie potrafił być wierny swojej kobiecie. Tak się nauczyła i w to wierzyła. Nie zniosłaby pewnie powtórki z przeszłości, dlatego nagle rozpłynęła się w powietrzu podczas jednej z misji. Słuch o niej zaginął i tak naprawdę nie wiadomo czy w ogóle jej szukali. Być może uznano, że zginęła? Cóż, w uciekaniu miała już trochę doświadczenia.
Tym razem jednak to ona porzuciła swoje życie, nie odwrotnie, porzuciła znajomych będących dla niej całkiem niezłym odwzorowaniem rodziny. Znów musiała szukać dla siebie innego środowiska i startować od nowa. Nie bolało już tak, jak dawniej, ale bez wątpienia poczuła lekkie ukłucie żalu. Może teraz w ogóle nie powinna nawiązywać z nikim bliższych kontaktów? Ale czyż życie nie byłoby nudne, gdyby miało się je przeżyć zamkniętym w czterech ścianach swojego pokoju?
Po jakimś czasie znalazła się we Włoszech, przeklinając USA i wybierając na chybił trafił jakiekolwiek europejskie państwo. Osiadając w Palermo nawet nie spróbowała poszukać uczciwej pracy. Nie ma czemu się dziwić, z posiadanym przez nią doświadczeniem ciężko byłoby jej napisać porządne CV. Powęszyła więc trochę, pociągnęła za odpowiednie sznurki i w efekcie dowiedziała się o panujących w mieście zasadach. Wtedy narodził się pomysł na rozkręcenie własnego biznesu i zgarnianie całej kasy dla siebie. Co innego mogła robić, jeśli umiała tylko kraść, zastraszać ludzi i zabijać? Powróciła do swojego prawdziwego nazwiska, przeszła kolejną, delikatną metamorfozę, pozbywając się nawet charakterystycznego, czerwonego koloru włosów na rzecz czarnego. Na początku miała delikatny problem z językiem, ale, o dziwo, okazała się pojętną uczennicą i po kilku miesiącach była już w stanie porozumiewać się w miarę swobodnie. Tak czy inaczej, pozostawał jeszcze problem rozreklamowania się w mieście. Wywieszenie informacji na tablicach ogłoszeń wydawało się być słabym pomysłem, dlatego postanowiła zakumplować się trochę z jednym z informatorów. Z jego pomocą zdołała zdobyć pierwsze zlecenie, a następne poleciały już gładko.